Nelli z rodu EZTLI
Eztli nie są rodem w tradycyjnym znaczeniu tego slowa. Początkowo była to grupa wyrzutków społecznych zajmująca się właściwie wszystkim: od uprawy i dystrybucji środków odurzających poprzez hazard, przemyt, kradzierze na likwidowaniu osób nieporządanych przez wysokie rody skończywszy. Trafiali tu różni ludzie: od dzieci ulicy począwszy po niespokojne duchy szukające przed prawem schronienia, często z uprzywilejowanych warstw się wywodzące. A ci , którzy przybywali nie raz i nie dwa znaczne dobra z sobą przynosili. Zajęcia, którymi parali się członkowie tej "rodziny", poza tym, że uważane były za naganne społecznie, to jednak przez wielu usługi ich były porządane i te również znaczne profity przynosiły. Nie dziwnym jest więc, że z czasem weszli oni w posiadanie mniejszych lub większych "udziałów" we wszystkich liczących się dziedzinach życia, zarówno gospodarczego, jak i religijno-społecznego. Obecnie właściwie nic nie dzieje się w mieście bez ich wiedzy i aprobaty, choć nie mają jeszcze wystarczających wpływów, by móc przejąć całkowitą kontrolę nad jakąś dziedziną.
Stopniowo też grupa przybierała strukturę hiererchiczną, na stosunkach panujących w RODACH wzorowaną. Jako nazwisko przyjęli oni pierwotną nazwę swej organizacji - Eztli, czyli krew.
Obecnie Eztli materialnie osiągnęli już właściwie wszystko, co można osiągnąć w tym świecie. Teraz do zdobycia pozostał im już tylko prestiż, wejście do grupy uprzywilejowanych rodów, które sprawują polityczną władzę. Ale to nie jest takie proste, jakby się wydawało. Chociaż.... najprostszą drogą, by bywać wśród elit są małżeństwa i młodzieńcze przyjaźnie. Tak więc:
Nelli
Nelli jest siostrzenicą obecnej głowy tego rodu. Uczęszczała do najbardziej prestiżowych szkół(w których horrendalnie wysokie czesne pokrywał jej stryj), gdzie nawiązała kilka "odpowiednich" przyjaźni. W najbliższym semestrze ma rozpocząć studia na wydziale biologii, a obecną przerwę międzysemestralną wykorzystuje (za namową stryja i, o czym nie wie, dzięki jego protekcji) pracując jako asystentka w Instytucie Badania Gatunków i Wynalazczości.
***
Z czarnej czeluści niebytu wyrwał ją ból. Powoli uchyliła powieki. Silne światło kryształów umieszczonych pod sufitem raziło ją w oczy. Delikatnie odwróciła głowę i rozejrzała się po skrawku otoczenia, który znalazł się w zasięgu jej wzroku: kilka okruchów,noga stołu laboratoryjnego, kółko.... chyba od stolika z aparaturą, przewrócona klatka kretoszczura... Oderwane obrazy powoli zaczęły łączyć się w logiczną całość w jej mózgu:
"Jestem w laboratorium" - pomyślała.- "Tylko dlaczego leżę na podłodze? Co tu się wydarzyło!?"
Niezdarnie podniosła się z podłogi. Jej ciało reagowało dziwnie, niezdarnie, jakby należało do kogoś innego. Mimo to udało jej się podfrunąć i usiąść na oparciu fotela profesora.
Zaraz, zaraz... jak to PODFRUNĄĆ!? Przecież ludzie nie potrafią latać. NIE, COŚ TU JEST ZDECYDOWANIE NIE TAK, JAK BYĆ POWINNO!! Jeszcze raz rozejrzała się dookoła, tym razem obejmując wzrokiem całe pomieszczenie. A to, co zobaczyła, napełniło ją grozą: jej ciało wiło się niezdarnie na podłodze, dziwnie trzepocząc rękami, jakby chciało latać i cichutko popiskując "miuuu-miuuu"; profesor leżał na podłodze, a z rozerwanego gardła ciekła mu krew, którą z wielkim apetytem zlizywał kretoszczur. Ten widok tak ją zirytował, że bez namysłu sfrunęła ze swojego miejsca i ze złością uderzyła dziobem w kark zwierzęcia. Powodowana instynktem przytrzymała zdobycz nogą i zaczęła wydziobywać co smaczniejsze kąski.
"Smaczny! Ciekawe dlaczego wcześniej nigdy ich nie jadłam? No, mniejsza o to! Nelli, lepiej pomyśl, co tu się stało!"
Skończyła posiłek i wróciła na swoje miejsce na oparciu fotela.
"Uporządkujmy fakty! A więc (tak, wiem, że zdania nie zaczyna się od "a więc") profesor przygotowywał się do zamiany świadomości meowla i kretoszczura. Ja sprawdzałam, czy czujniki są we właściwy sposób podpięte u Miu-Miu, bo gdy profesor je zakładał, była bardzo niespokojna i próbowała się wyrywać. W tym czasie profesor sprawdzał aparaturę... Gdy dotknęłam czujnika pod jej lewym skrzydłem poczułam dziwne mrowienie i... ocknęłam się na podłodze! NIE, TO NIEMOŻLIWE!!"
Dopiero teraz spojrzała na siebie, a do jej świadomości zaczęły docierać fakty, które jej umysł starał się usilnie wyprzeć.
"JESTEM MEOWLEM! To niemożliwe, ale to prawda - jestem meowlem, a jedyny człowiek, który mógł to odwrócić nie żyje zagryziony przez kretoszczura, którego przed chwilą zjadłam!"
Przez chwilę siedziała zdezorientowana, cichutko popłakując nad swoim losem "miuu-miuu".
Nelli nie nawykła jednak łatwo poddawać się losowi. Teraz też postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce (a właściwie skrzydła).
- Bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało. Spróbuję to jakoś odkręcić, ale do tego potrzebna mi twoja pomoc, Miu-Miu.
Dziewczyna na podłodze wyglądała, jakby rozumiała, co do niej mówi. Pokiwała nawet głową w geście potwierdzenia.
- Dobrze! To, co masz obecnie zamiast skrzydeł, to są ręce. Nie nadają się zupełnie do latania, za to można świetnie nimi chwytać różne przedmioty. Zrozumiałaś? W taskim razie teraz wstań. Pomóż sobie rękami. Na początku możesz się nimi podeprzeć. Świetnie ci idzie! Teraz podejdź tam (wskazała skrzydłem na okno wychodzące na dziedziniec Instytutu). Bardzo dobrze. Złap ten zakrzywiony patyk i naciśnij tak, żeby był skierowany do dołu. Świetnie! Pociąg za ten patyk do siebie, żeby otwór był jak największy. TYLKO NIE PRÓBUJ ODLECIEĆ!! Nie zapominaj, że nie masz teraz skrzydeł, a ręce NIE NADAJĄ SIĘ DO LATANIA! Tak, wiem, że to trudne. Ja też nie mogę przyzwyczaić się do twojego ciała. Ale jeśli mamy mieć jakąkolwiek szansę na powrót do swoich ciał, to musimy dbać o te, które mamy obecnie. Jeśli jedna z nas zginie, druga już do końca życia pozostanie w nie swoim ciele. Pamiętaj, że teraz wszyscy będą cię nazywać Nelli, więc dobrze by było, gdybyś reagowała na to imię. Teraz musisz zrobić jeszcze jedną rzecz. Widzisz ten czerwony przycisk tuż obok miejsca, którędy przechodzą ludzie? Podejdź tam i naciśnij go.
Dziewczyna niepewnym krokiem ruszyła do drzwi i nacisnęła przycisk alarmu. Tymczasem meowl, całkiem już zgrabnie przeleciał na parapet. Usiadł na nim na chwilę, obserwując poczynania człowieka. W chwili, gdy rozległ się dźwięk alarmu, odbił się od parapetu i wyleciał przez otwarte okno. Nie odleciał jednak daleko. Przysiadł na gzymsie przeciwległego skrzydła budynku, skąd miał doskonały widok na wszystko, co dzieje się w gabinecie.